Patrzę na to moje małe cudo i nie mogę się nadziwić. Jeszcze kilka dni temu uderzenie w słonia-grzechotkę zawieszonego przy leżaczku, było zupełnie przypadkowe. Małpka zawieszona po drugiej stronie była zupełnie poza zasięgiem lewej ręki. Dziś słoń i małpka są już pewnie łapane, młody macha nimi, próbuje kręcić grzechotką, sprawdza fakturę ucha słonia, małpkę próbuje wkładać do buzi. Takie moje małe, choć już nie takie małe cudo.
9 miesięcy ciąży było straszne. Najpierw mdłości, wymioty, brak siły do życia. Gdy przeszły, pojawiły się w 19 tygodniu skurcze. Diagnoza-niewydolnosć szyjki. Założenie pessara niewiele pomogło, skurcze powracały. Do końca ciąży leki i oszczędny tryb życia. Po drodze jelitówka, opryszczka i kilka innych rzeczy. Lekarka śmiała się, że o mojej ciąży można by napisać książkę, bo była tak niestandardowa.
Poród całe szczęście bez komplikacji, choć przez nierozwierającą się szyjkę, trzy godziny musiałam wstrzymywać skurcze parte. Całe szczęście tzeźwa położna z porannej zmiany pomogła i o 8.13 pojawił się on. 51cm i 3010g szczęścia. Zaraz po położeniu na mamie zrobił siku :)
Na początku lekko nie było. Najpierw infekcja dróg moczowych, 10 dni w szpitalu z kilkudniowym maluchem. Potem kolejna wizyta na oddziale, wizyta na izbie przyjęć po zachłyśnięciu się wodą podczas kąpieli. Nie nudziliśmy się.
Ale patrząc jak rośnie, jak się rozwija, jak z dnia na dziń umie coaz więcej, jak do nas gada i śpiewa, jak się uśmiecha (od 4 tygodnia życia) wiem, że warto było czekać i męczyć się. Najpiękniejsze małe cudo :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz