Taki dziś post na dobry początek dnia. Tak z samego rana czyli koło 11. Bo jakoś tak nie mogę dziś wystartować. Nie wiem czy problemy z odpaleniem związane są z mrozem, który przyniósł nam dzisiejszy poranek i z myślą, że najchętniej przesiedziałabym cały dzień pod kołderką z kubkiem herbaty w ręce. Czy może wynika to z tego, że dopiero skończył się weekend, który, jak każdy spędzany w rodzinnym mieście, napakowany był spotkaniami i ogromem różnych wrażeń.
Zawsze podróż do domu rodzinnego, wiąże się z tym, że każdy chce się z nami spotkać. Grafik na takie dni, trzeba układać już kilka tygodni przed planowanym wyjazdem (no może przesada, ale żeby ze wszystkim się wyrobić, trzeba mieć konkretny plan dnia). W ten weekend udało się nawet, poza spotkaniami z rodziną, spotkać się ze znajomymi.
Szczególnie na jedno ze spotkań czekałam z wielką niecierpliwością, bo nie widziałyśmy się z Anią już jakieś pół roku albo i dłużej. Ciągle coś przeszkadzało się spotkać. I w końcu udało się zgrać i spotkać, chociaż na półtorej godziny. I uwielbiam te spotkania, bo okazuje się, że choć tak długo się nie widziałyśmy, choć tyle się zmieniło w naszym życiu przez ten czas, choć zdążyły się urodzić nowe dzieci, a te starsze 'troszkę' urosnąć, to tak naprawdę nie zmieniło się nic. Jakbyśmy się widziały wczoraj.
Uwielbiam te spotkania, bo uwielbiam energię Ani, to, że nigdy nie ma czasu :) i to, że niczym się nie przejmuje. Że jest taka zupełnie inna niż ja. I nigdy bym nie pomyślała, że znajomość z dawnej pracy, przetrwa i przekształci się w taką relację. Szczególnie przy moich problemach z nawiązywaniem nowych znajomości. Dzię Aniu za wczoraj, mam nadzieję, że następne spotkanie trochę szybciej niż za pół roku. :D
I po tym weekendzie fakt jest taki, że nie bardzo wiem, jak wskoczyć w rytm tygodnia i za co się właściwie zabrać. Pociesza mnie myśl, że to jednak stan przejściowy, bo mój mały robaczek nie podziela upodobań mamy, do leżenia pod kołderką z kubeczkiem herbaty. Dziś, chyba właśnie żeby rozruszać staruszkę, od samego rana czyli od 5.30, jest wyjątkowo marudny. A może po prostu, tak jak mamusia, nie lubi zimy i myśli o chłodzie, braku słońca i grubych ubraniach. W sumie, widać to już przy próbie założenia mu czegokolwiek poza bodziakami i spodenkami. No bo po co ten sweter? Po co ta kurtka. Matka, w tym nawet ręką ciężko ruszyć. No cóż... Mamusia też nie lubi tych wszystkich warstw, rajstopów i gryzących swetrów, w które zaraz będziemy się wbijać, bo czs na spacer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz